PRZECZYTAJCIE PROSZĘ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM. :)
Od pamiętnego zdarzenia minęły dwa tygodnie. Nowy Jork zrobił się chłodny, na zewnątrz ludzie chodzili w płaszczach i kurtkach, a drzewa zrzucały kolorowe liście. Central Park cieszył się szczególną popularnością, jak zawsze o tej porze i, jak zawsze, kiedy się ochładzało, ruch w kafejce się zagęszczał. Carter się zmieniła. Może zmiana nie była diametralna, ale terapie grupowe i czas spędzony z Graham i jej chłopakiem dobrze jej robił. Poza tym, częstsze zakupy pozytywnie wpłynęły na jej wygląd, ale bardzo negatywnie na budżet. Nigdy nie sądziła, że tak “dziewczyńskie” zajęcie może być aż tak przyjemne. Nie mogły się nazywać przyjaciółkami, a koleżankami. Za chwilę październik i Susannah będzie tylko na pół etatu. Czy Mayi przybędzie pracy? Nie. Caroline przyjęła dwójkę nowych pracowników. Właścicielka obawiała się, że z nowo nabytą wiedzą Mayanne odejdzie. A jednak.
Suzy obsługiwała kolejnych klientów. Na przeciwko niej stanął wysoki, młody mężczyzna, o jasnych włosach i tygodniowym zaroście.
- Co podać?
- Słodkiego buziaka i małe cappuccino.
Wzięła się za robienie kawy. Ciągle czuła jego wzrok na plecach, ale ten wzrok się w nie nie wwiercał, nie drążył żadnej dziury, on je oglądał, podziwiał jak porusza się każdy mięsień pod materiałem, jak tkanina faluje przy każdym ruchu. To nie było nic nieprzyjemnego, to było naprawdę miłe. Była w centrum czyjejś uwagi, a to nie zdarzało się często.
Podała mu ciepłą filiżankę i poprosiła, by po drugą część zamówienia przyszedł później, kiedy ona będzie kończyła pracę.
Zmieniła się właśnie na kasie z nową pracownicą. Była bardzo miła. Może nie została miss stanu Nowy Jork, ani nie miała dwudziestu lat, a czterdzieści, ale z jej oczu biło takie dobro, jakie rzadko widywało się w tym świecie, w tym mieście, w tych czasach.
Susannah miała już wychodzić, kiedy zaczepiła ją roztrzepana Maya. Dzisiaj nie ubrała niczego nowego, a swoje znoszone dżinsy i wielki sweter. Włosów nawet nie przeczesała.
- Coś się stało? - zmarszczyła czoło.
- Wiesz może gdzie mieszka Alex?
Oczywiście, że wiedziała. Przecież spała z nim dzień przed poznaniem Joshuy.
- Trzydziesta czwarta ulica, kamienica na rogu bez windy, mieszkanie na ostatnim piętrze po lewej stronie.
I wyszła na spotkanie z narzeczonym.
*
Biegłam między spieszącymi ludźmi. Chyba zgubiłam mój medalik. Musiałam się upewnić czy Al go nie ma, czy nie zginął w drugiej pracy. Przez zakupy z Graham potrzebowałam dodatkowej gotówki. Terapie, papierosy, przybory do malowania - to wszystko nie kosztowało groszy. Od prawie dwóch tygodni miałam dodatkową pracę, która do przyjemnych nie należy - tańczyłam w klubie go-go. Brzydziło mnie to i nabierałam więcej obrzydzenia do własnego ciała. Najgorzej było wtedy, kiedy musiałam kręcić tyłkiem w prywatnej loży. Kazali wtedy wypinać się, mizdrzyć, dotykali. Przynajmniej dobrze płacili.
Wpadłam do kamienicy i dobijałam się do drzwi. Z przeciwnych wyjrzała sąsiadka.
- Alexandra nie ma, siedzi u rodziny od dłuższego czasu - odezwała się starsza kobieta.
- A mogłaby mi pani podać adres?
- Willa Jacksonów na peryferiach - zniknęła za progiem bez słowa.
Skąd ona wie o jego rodzinie? Przecież podobno nikomu nie mówi? No cóż, najwyraźniej nie. Nie wnikam. Wypadłam na zewnątrz i złapałam taksówkę. Dlaczego każdy wie, gdzie mieszka ta rodzina?
Dotarłam pod wielką willę, jeszcze większą, niż ta w LA. Drzwi otworzył mi dobrze zbudowany, siwiejący mężczyzna, którego kojarzyłam z wesela. Greg?
- Maya! Miło cię widzieć! Wejdź, proszę - odsunął się robiąc mi przejście.
- Ja… ja tylko na chwilę, - zająknęłam się - do Alexa.
- Idź tym korytarzem - wskazał na lewo - i wejdź bez pukania przez ostatnie drzwi.
Tak też zrobiłam. Jakie przeżyłam zaskoczenie, kiedy zobaczyłam jak on siedzi przy czarnym, lakierowanym fortepianie i z pasją wygrywa jakąś melodię. Naprawdę piękną melodię. Kojarzyła mi się z zimą. Bardzo srogą zimną. Taką z wichurą szalejącą za oknami, z uderzającymi w nie śnieżnymi płatkami, które w takiej ilości były tak samo piękne jak niebezpieczne, a momentami ze spokojną nocą i tęsknotą.
Oparłam się o ścianę i wsłuchałam w dźwięki. Sunął tymi smukłymi pacami po czarno-białej klawiaturze, skupiając się na klawiszach. W pewnym momencie zagrał kilka niepasujących do reszty i siebie dźwięków i przerwał.
- Miło, że się przywitałaś - odezwał się do instrumentu.
Nie wierzę. On się obraził. Czy on jest obrażony na mnie?!
- Przepraszam, nie chciałam ci przerywać. To było… - nie potrafiłam znaleźć odpowiedniego słowa - piękne.
- Tak. Było. Cieszę się, że ci się podobało. Było dla ciebie - odezwał się. Bez tej swojej nonszalancji, sarkazmu i rozbawienia. Powiedział to poważnie. Aż zrobiło mi się głupio, że przyszłam tu tylko po coś mojego. Potraktowałam go okropnie, ale on przecież też nie był święty. Bo nie był, prawda?
- Ja tylko… tylko chciałam zapytać czy masz mój medalik.
- Mam. Zapomniałem ci go oddać, przepraszam.
- Nie masz za co, każdemu mogło się zdarzyć - lekko wygięłam wargi w niepewnym uśmiechu.
- Wiesz dobrze, że nie za to cię przepraszam. Powinienem był Cię posłuchać, kiedy powiedziałaś, że nie chcesz, żebym wiedział tyle o tobie. Chodź.
Wstał i pociągnął mnie za sobą. Weszliśmy najpierw po schodach, a później przez korytarz, mijając zimne ściany ozdobione abstrakcyjnymi obrazami. Wnętrze świeciło pustkami. Przestąpiliśmy przez próg do ogromnej, męskiej i bardzo nowoczesnej sypialni. Na samym środku stało ogromne łóżko, a prawa ściana była przeszklona i wychodziła na ogród. Znajdował się tutaj też wielki telewizor i garderoba oraz drzwi do łazienki. Całą podłogę pokrywała kremowa wykładzina. Z podwieszonego sufitu wystawały lampy świecące ciepłym światłem. Gdzieś był barek, gdzieś sejf. Al wskazał ręką, żebym usiadła w jednym z foteli, a sam zaczął przeszukiwać szuflady komody. Wyciągnął z niej to samo pudełko, w którym trzymał wisiorek po babci. Odgarnął mi włosy i zapiął mój medalik na szyi. Musnął delikatnie moją skórę swoimi smukłymi dłońmi i przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Nie poznaję się. Zwykle dotyk w tak intymnych miejscach nie budzi we mnie miłych uczuć. Alex zaprzątał mi głowę. Może powinnam mu wyjaśnić parę rzeczy, skoro i tak zna suche fakty.
- Dziękuję - ułożyłam palce na medaliku. - Iii… przepraszam za moje zachowanie. Nie powinnam tego tak była ukrywać, ale nie ma też się czym chwalić. Jeśli chcesz… - wykręcałam nerwowo dłonie. - Bo już znasz suche fakty, to… To może…
- Oddychaj - spojrzał na mnie uspokajająco. Jego równy oddech koił. Krzepiący uśmiech też.
- Tomożejaciwszystkowytłumaczę - wymamrotałam na tyle głośno, że zdołał mnie usłyszeć. Wpatrzyłam się w niego wyczekująco. Bałam się. Może nie jego, a reakcji. Na co ja w ogóle liczę, skoro zachowuję się okropnie wobec niego. Najpierw mu nic nie mówię, potem wrzeszczę, a teraz wyskakuję jak Filip z konopi i chcę mu wszystko tłumaczyć, wszystko to, czego dowiedział się od detektywa.
Zaczęłam nerwowo oddychać, splotłam dłonie i zaciskałam je bardzo mocno. Kłykcie mi pobielały, palce poczerwieniały, a on postanowił mnie uspokoić. Nie słowami. Stanął za mną i masował mi kark, gładził ramiona, a ja spróbowałam się odprężyć.
- To zależy od ciebie. Nie musisz.
- Znasz informacje. Pojedyncze, dotyczące mojego życia. Jakby wyciągnięte z kartoteki. Nie chcę, żebyś wziął mnie przez to za kogoś, kim nie jestem. Więc: - wzięłam głęboki oddech - mój tato zginął w wypadku samochodowym, kiedy miałam pięć lat. Bardzo to przeżyłam, mama też. Ona wróciła do nałogu sprzed lat, nie potrafiła sobie inaczej poradzić z żałobą. W dniu moich siódmych urodzin się zaćpała. Miło, prawda - prychnęłam ironicznie. - Nie miałam już nikogo. Matka była z domu dziecka, a tato uciekł kiedyś od rodziny (tak mi przynajmniej powiedziano). Zabrali mnie do sierocińca. To tam zaczęłam malować. Zajmowało mnie to pomiędzy jedną godziną w oknie, a drugą przy drzwiach. Kiedy zaczęłam już przypominać kobietę, starsi chłopcy mnie molestowali, później, w wieku czternastu lat zostałam zgwałcona. Gwałcili mnie przez rok. Dopóki nie uciekłam. Z jednego piekła trafiłam do drugiego. Przygarnął mnie niejaki Alan Smith. Myślałam, że mnie kocha, tak przynajmniej twierdził. On po prostu zrobił ze mnie swoją prywatną dziwkę. Bił mnie, poniżał przed swoimi kolegami, którzy zaczęli robić to samo. Stałam się własnością ich wszystkich. Największą przyjemnością stał się mój płacz, jęki i wicie się nie z przyjemności, a z porażającego do kości bólu. Oni też mnie gwałcili, wmuszali mi narkotyki. Próbowałam się zabić, nie raz, nie dwa. On zawsze mi to udaremniał. Za każdą próbę karał, opowiadał jakim śmieciem jestem. Uważał, że jest panem mojego życia, że to on zadecyduje jak i kiedy ‘zdechnę’. Wpoił mi to tak, że wryło się w moją pamięć. Sama zaczęłam tak myśleć. Po 2 latach uciekłam od niego. Zaczęłam pracę u Caroline Carter, która okazała się właśnie być moją babką. Dowiedziała się też, że mam ciotkę niewiele starszą od twojej siostry.
Zrobiło mi się lepiej. Widziałam jak Alex zastygł, jak łapał krótkie, syczące oddechy po każdej rozjaśnionej informacji. Wiem, że jemu też ulżyło.
- Nie wiem jeszcze jednego. Skąd tak dobrze mówisz po francusku? - spróbował się wyszczerzyć w nonszalanckim uśmiechu, ale wyszedł mu jedynie krzywy grymas.
- Smith uważał, że francuska dziwka jest dużo bardziej ekskluzywna od jakiejkolwiek innej. Mówił, więc do mnie tylko w tym języku, a kiedy odpowiadałam mu po angielsku, dostawałam siarczyste policzki. Nauczyłam się, żeby oszczędzić sobie chociaż trochę bólu.
Alex usiadł naprzeciw mnie. Był zastygnięty w bezruchu. Nie potrafiłam stwierdzić czy jest wściekły, czy się nade mną lituje, bo szkoda mu skrzywdzonej przez świat dziewczynki, którą w środku jestem.
- Zabije gnoja, który ci to zrobił - tak lodowatego głosu nigdy nie słyszałam. To nie był ten Alex, którego omijałam, bo irytował. Tego omijałabym ze strachu przed nim. Ukucnął przede mną, złapał za dłonie i ucałował obie delikatnie. Łzy wściekłości skapnęły na nie po policzkach. - Obiecuję ci, że już będzie dobrze, że nikt więcej cię nie skrzywdzi.
Szczerze? Myślałam, że opublikuję więcej rozdziałów, że nie skończę
w takim momencie, ale o dziwo spodobało mi się takie zakończenie.
Zakończenie z pokazaną miłością, a nie wypowiedzianą.
Takie nieoczywiste.
Nie będę Was przepraszała po raz kolejny, bo to robi się nudne.
Nie będę też tłumaczyła dlaczego mnie tyle nie było.
Obiecuję Wam za to, że to nie koniec mojej twórczości.
Razem z przyjaciółką pracuję już nad nową historią, tym
razem o zupełnie innej tematyce, ale
mam nadzieję, że i ta nowa przypadnie Wam do gustu.
Dodam tu zwiastun, kiedy fabuła już będzie gotowa,
a na razie - do widzenia!