wtorek, 21 marca 2017

NIEZŁOMNA

Pewnie nie zdążyliście zatęsknić za mną, ale ja za Wami i za pisaniem owszem. Wracam z miniaturką, która jest co najmniej przerażająca, ale chyba mnie satysfakcjonuje. 
Tylko dla osób o mocnych nerwach. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę, bo trochę wyszłam z wprawy.
Pozdrawiam i dobrej lektury - Lilka

Natasha Romanova (29 lat) “Niezłomna”


Profesja:  płatna zabójczyni


Kartoteka: ________________________________________


Lista grzechów:
  • kłamstwo
  • manipulacja
  • morderstwo
  • szantaż
  • cudzołóstwo
  • porwanie
  • prześladowanie
  • tortury

Cechy:
  • niepozorna
  • zawistna
  • nieznosząca sprzeciwu
  • uparta
  • inteligentna
  • apatyczna
  • z beznadziejnym poczuciem humoru
  • sarkastyczna
  • wytrzymała
  • cierpliwa
  • stroniąca od miłości
  • zafascynowana nordycką mitologią

Motto:
“Cel uświęca środki - zawsze”


Ulubiona broń:  dobrze wyważony, krótki sztylet


Więzi:  bardzo związana ze swoim ulubionym sztyletem, którym zadaje tylko śmiertelne ciosy


Słaby punkt:  jedyna niechwalebna blizna na brzuchu

wygląd:
ciemne, gęste włosy do ramion, zawsze splecione w luźny warkocz
duże, zielone oczy w ciemnej oprawie
bladoróżowe usta
jasna cera
głęboka blizna na policzku
niewysoka, drobna, wysportowana




Głuchy trzask rozległ się w opuszczonej hali produkcyjnej. Po nim elektryczność zaczęła bzyczeć, a kolejne światła się zapalały. Wiszące wysoko, zakurzone lampy raziły białym, niewyraźnym światłem. Niektóre z nich dekoncentrowały, mrugając. Natasha czujnie wytężyła wzrok. Skuliła się w ciemnym kącie i, czekając na odpowiedni moment, wyciągnęła matowe ostrze.
Huk! Światła zgasły. Tasha wyprostowała się, ale było już za późno. Nadziała się na lufę. Nim zdążyła się odwrócić, męskie, silne ramię zacisnęło się na jej szyi. Śmierdziało tytoniem i drogimi perfumami. Na miejscu lufy pojawiła się klatka piersiowa jej napastnika, a przed oczami czarna plama, bo metal uderzył ją o skroń. Padła jak długa, bo nikomu nie zależało, by uchronić ją od upadku.

DZIEŃ 1.


- Te, królewna, budź się! - ktoś ryknął jej prosto do ucha. Romanova chciała kopnąć mężczyznę, ale więzy na kostkach jej to utrudniły. Podobnie z tymi na nadgarstkach, które w dodatku przymocowano do sufitu. Wisiała nago jak świnia którą zaraz będą ćwiartować.
Splunęła mu prosto w twarz.
- Zważaj sobie, bo oddasz mi się wcześniej, niż planowałem, lubię niegrzeczne - warknął.
- Ładnie to tak pieprzyć własność ojca? - zaszydziła.
- Czego tu szukasz? - przejechał palcem po jej bliźnie na brzuchu. - Mój tatulek nie pomoże - zakpił. Natasha spojrzała prosto w jego zielone oczy. Można było w nich utonąć, zatopić się bez możliwości wypłynięcia na wierzch. Ich zieleń wionęła jadem. Były niczym kwas, który niszczy wszystko. Ją też próbował zniszczyć, złamać, strawić, ale jej się nie dało. Niezłomna - tak ją kiedyś nazwał Georgiev (jej ówczesny najgorszy koszmar), kiedy po kilku dniach wstrętnych tortur nie pisnęła ani słowa, poza tym, żeby się pierdolił. Tydzień później syn Georgieva gryzł już piach, a on sam wycofał się bardzo z branży.
- Tatulek jest mi niepotrzebny. Z kimś takim świetnie poradzę sobie sama - syknęła. Jej ramiona były napięte, ale twarz bardzo rozluźniona. Jakby nie wkładała żadnego wysiłku w grymas pełen obrzydzenia. Jakby coś, co zrobił mężczyzna albo ktoś mu bliski było już tak ohydne samo w sobie.
- W takim razie dopóki mi nie wyśpiewasz pobawimy się w piniatę - wyszczerzył białe zęby w szyderczym uśmieszku. - Do utraty przytomności czy do znudzenia?
Nie czekając na jej odpowiedź rzucił w nią pierwszą-lepszą metalową rurą jaką miał pod ręką. Trafił w klatkę piersiową. Liczył chociaż na syk, ale nic takiego nie usłyszał. Jedyną satysfakcję dawała mu opuchlizna. Złapał za inny kawałek starej instalacji hydraulicznej, tym razem zardzewiały i zniszczony, z odstającymi kawałkami. Podszedł do niej na odległość wyciągniętej ręki i zanim zaczął robić cokolwiek sięgnął między jej nogi. Próbował sprawić jej przyjemność, a Tashy rosła gula w gardle. Miała ochotę wymiotować.
- Odpręż się, Skarbie, bo wcześnie się nie skończy, a im bardziej się odprężysz, tym dłużej będziesz przytomna podczas naszej małej zabawy - jeszcze intensywniej zaczął dotykać jej miejsc intymnych. Bawił się jej łechtaczką, wkładał palce do pochwy, wiedział dobrze, że im głębiej i więcej włoży, tym bardziej ją to zaboli. Robił wszystko gwałtownie i niedelikatnie, szarpał, szczypał, wykręcał, wpychał na siłę. Czekał tylko aż polecą pierwsze strużki krwi. Popłynęły przy pięści, w momencie, w którym jego wielka pięść była w środku. Wyciągnął ją, poklepał po sromie Romanovą i uśmiechnął się krzywo.
- Tatulek musiał cię nieźle rżnąć, mała suko, dużo wytrzymałaś - upajał się jej widokiem. Samo oglądanie jej, nie mówiąc o dotykaniu, sprawiało mu przyjemność. Nie potrafił tego przed nią ukryć. Jego penis stał na baczność krępowany materiałem bokserek i spodni.
- Zazdrościsz mu - powiedziała triumfalnie.
- Łżesz - warknął.
- Twój kutas mówi mi coś innego.
Wściekł się. Bez opamiętania tłukł ją zardzewiałą rurą. Nie zwracał uwagi na jej pojękiwanie, ani na krew, która wylewała się z rozcięć, ani na krwiaki, które powodował, ani na trzaski, które oznaczały łamane i pękane kości. Najobrzydliwsze było to, że jego to podniecało, że już nie mógł się doczekać aż weźmie ją tak jak tylko on chce. Zamachnął się za mocno i uderzył za wysoko, a ona za wcześnie wypadła z gry w piniatę. Bił ją jeszcze przez chwilę, dopóki nie zadzwonił jego ojciec. Pan Ivanov szukał swojej ulubionej zabawki, a jego syn musiał pomóc mu znaleźć albo ją, albo idealne zastępstwo.

DZIEŃ 2


Już nie wisiała jak świnia. Teraz spała na stojąco, opierając się na koźle. Nagdarstki spięto jej kajdankami pod spodem tak, że nie miała możliwości ułożenia się w bardziej komfortowej pozycji. I tak wszystko lepsze, niż wiszenie jak prosię. Jedna pobudka nie mogła się równać drugiej. Dziewczyna wrzasnęła z bólu i zaskoczenia, kiedy tylko poczuła jak coś wbija jej się w odbyt. Zimne palce mocno zacisnęły się na talii Romanovej. Posunięcia stawały się coraz mocniejsze. Dziewczyna czuła jak pękają jej naczynia krwionośne. Nieznośne sapanie oprawcy nad uchem ani trochę nie pomagało. Twardy drągal wypełniał ją całą od środka, żeby po chwili nie czuła nic, nic poza ciepłą spermą wypływającą na uda szatynki, rozdartą na strzępy dumą i wielką plamą na honorze.
- Naprawdę zazdrościsz swojemu ojcu - powiedziała pewnie, przezwyciężając odruch wymiotny. Splunęła przed siebie. Młody Ivanov nie podszedł bliżej jej twarzy. Opierał się o Natashę, wciąż uspokajając oddech. - Ale tak szybko Ci poszło, że nie dziwię się, że mu zazdrościsz - warknęła. Zrobiła to jakby prosiła się o więcej, drażniła go. Jednego mogła być pewna: jeśli zamierza się tak dziś bawić, ona mu tę zabawę prosto popsuje.
- Tak bardzo chcesz więcej? Poczekaj trochę, ja jeszcze nie skończyłem.
W ramach chwili odpoczynku, dla niego oczywiście, chwycił stary, krótki kabel. Smagał nim jak biczem, najpierw w powietrzu, a później po nagim ciele Romanovej. Po krótkiej chwili na jej plecach pojawiła się krew, a parę minut później zahartowana skóra odrywała się już od mięśni. Kiedy uznał, że wygląda to już wystarczająco obrzydliwie, odrzucił przewód i polał ją spirytusem. Odkażane rany zapiekły niemiłosiernie. Szatynka wrzasnęła gardłowym głosem. Przecież wytrzyma, powtarzała sobie, przeszła już gorsze rzeczy mówiła. A jednak to bolało prawie jak te godziny gwałtów, prawie tak jak ta pseudo-aborcja, której dopuścił się stary Ivanov.
- Nie masz już dosyć, mała pizdo? - zapytał prześmiewczo, kiedy próbowała zmienić pozycję na taką, która przysparzała mniej bólu. - A może przyszedł czas na skrobankę? - prychnął - Ojciec mówił, że jesteś przyszłą matką mojego rodzeństwa, że tak cię widzi - kopnął ją z całej siły w podbrzusze. Tasha splunęła krwią. Dookoła było pełno kropelek krwi. Niektóre z nich układały się w płatki kwiatów. Wyglądały jak róże na zakurzonym, zimnym i surowym betonie. Łysa żarówka mrugałą jej nad głową. Jedyne źródło światła, poza wpadającymi przez szparę w drzwiach promieniami słońca. Przed sobą dostrzegła kontury zniszczonych hantli i zaśniedziałą taflę lustra. Dobrze, że nie podnosiła wcześniej głowy. Bez sensu byłoby oglądać wszystko co jej robi. Tak przynajmniej się nie załamywała i trzymała w jednym kawałku. A teraz gra nieczysto. Próbuje ją zastraszyć, ale ona się nie boi. Nigdy się przecież nie bała. Nikogo poza Ivanovem. Niczego, poza tym, że znowu zrobi to, co poprzednim razem, jeśli ona powie nie.
- Ty chyba kurwa nie wiesz jak działa skrobanka - splunęła, pod siebie. Nie potrzebował więcej. Zaczął ją kopać, bić i przypalać jej nagie ciało rozgrzaną lufą pistoletu. Ona nie czuła już bólu, bo nawet nie próbował jej otrzeźwić, ani się opanować. Tym właśnie różnił się od swojego ojca. Ten nie miał najmniejszych skrupułów przypiąć swojej małej zabaweczki łańcuchem za kostki i nadgarstki. Nie zważał wtedy na fakt, że jest w piątym miesiącu ciąży. Nie zważał na ten fakt też, kiedy ją gwałcił, a w momencie, w którym krzyknęła, żeby przestał, bo to boli, bo zabije dziecko, dźgnął ją w brzuch nożem. I nie było już wtedy problemu, mógł dalej z nią sypiać, bo przecież to jego własność.
Młody Ivanov ryknął, uderzył ją w głowę, a ona straciła przytomność. Jeszcze trochę kopał, nie zdając sobie sprawy, że chyba wywołał mały krwotok wewnętrzny. Powstrzymał go ojciec, który wpadł do tego ciemnego pomieszczenia, złapał go za ręce i spętał mu je za plecami. Nie przejmował się zabaweczką.

Zabaweczka się złamała, świadomie lub nie. Może tego już chciała. Może miała dość bycia na zlecenia Ivanova. Może dlatego, że próba zemsty na starym nie wyszła, bo jego synalek żyje, a ona klęczy nieprzytomna, uśliniona, zhańbiona i na zakrwawionej podłodze. Może dlatego, że nigdy się nie wykupi, nawet zabijając kolejnych. I na pewno dlatego, że już zawsze będzie zabawką, dmuchaną seks-lalką Ivanova. Tylko teraz ojciec dopuści do swoich zabawek też synka, żeby poczuł co to znaczy żyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz