niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 8. 'Przy ołtarzu stoi już mężczyzna...'

- Powiedz mi jak mnie kochasz.
- Powiem.
- Więc?
- Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec. 
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie, i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie -
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata.
- A latem jak mnie kochasz?
- Jak treść lata.
- A jesienią, gdy chmurki i humorki?
- Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
- A gdy zima posrebrzy ramy okien?
- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.

~ K. I. Gałczyński  "Rozmowa Liryczna"



Część pierwsza

- Caroline Carter - bezbarwny dźwięk wydobył się z gardła siwej, zadbanej kobiety.
- Tu Anna McDonald, asystentka Josephine Jackson - przedstawiła się dziewczyna.
- Tak, a ja jestem spadkobierczynią samego Lincolna - zakpiła Caroline.
- Proszę poczekać.
- Josephine Jackson - głos tak dobrze znany wszystkim osobom, chociaż trochę zorientowanych w filmie. - Proszę o urlop dla Mayi Carter. Tygodniowy urlop, a, i ona ma o niczym nie wiedzieć - piwiedziała chłodno, po czym bezceremonialnie się rozłączyła.

~*~

Ktoś zrzucił ze mnie kołdrę. Poczułam jak zimne powietrze chłosta moją nagą skórę.
- No, no, no… nie sądziłem, że tak szybko zobaczę cię nagą - usłyszałam seksowny głos. Alex.
- Która godzina? - wymruczałam oszczędnie, z twarzą wciąż wtuloną w poduszkę.
- Za piętnaście piąta. Wstawaj skarbie, zabieram cię na zakupy - rzucił na mnie jakiś materiał, jakiś cholernie zimny materiał.
- Nigdzie z tobą nie idę, oddaj mi kołdrę i przestań się gapić na mój tyłek - warknęłam, zaciągając jaśka na głowę. Poczułam jak wswa ręce pod mój brzuch i przerzuca mnie przez ramię. Co za kretyn… Co innego gdybym miała na sobie chociaż bieliznę, ale, ale… Ugh… To kretyn, to kretyn, to zboczony kretyn.
- Mam tu bardzo fajny widok na twoje pośladki.
Boże widzisz i nie grzmisz…
Postawił mnie przed szafą i próbował wybrać dla mnie jakieś ubrania. Wciągnął mi przez głowę granatową sukienkę opinającą mi się na udach, którą umieściłam na dnie. Stara pamiątka z czasów pobytu z domu dziecka. Unikałam jej jak ognia i niby teraz miałabym założyć kusą kieckę? Chyba sobie kpi.
Wzięłam pod pachę moje ulubione jeansy, za duży swetr (może trochę zmechacony i powyciągany, ale czas robi swoje) i świeżą bieliznę. Zamknęłam się w łazience, tym samym skazując Jacksona na samotność.
Po mniej więcej, ale bardziej mniej, pół godzinie, porannej fajce, tym razem nie na dachu, ale w oknie, i szklance whisky zamiast kawy, siedziałam z nim w samochodzie. Wyglądał podobnie jak miesiąc temu, kiedy zastał mnie zapłakaną w łóżku, po spotkaniu z Alanem. Alex miał perfekcyjnie ułożone włosy, zgoloną brodę, a na sobie jeansy typu slim i odprasowaną koszulę. Na wszystko zarzucił długi płaszcz. Wyglądał fantastycznie. W każdym razie, ja prezentowałam się przy nim marnie: jasne powycierane spodnie z wysokim stanem, wielki, grafitowy, powyciągany swetr wetknięty delikatnie za pasek , a na wierzch oliwkowy prochowiec. Włosy zaplotłam w praktyczny warkocz.
- Aż tak przeszkadza ci moja garderoba?- zmarszczył brwi, nie rozumiejąc mojego pytania. - zabierasz mnie na zakupy…
- Mogłabyś ubierać się kobieco, ale nie po to jedziemy. Będziesz moją partnerką na ślubie Sophii i musisz wyglądać jak na ślub przystało.
Czy on mnie właśnie obraził? Stop! Czy on mnie zabiera na ten ślub do tej Jacksonówny, o którym mówi chyba każdy brukowiec? Ooo… nie. Ja się na to nie pisałam.
- Nigdzie nie idę. Na żadne śluby, wesela, nigdzie. Ja tam nie pasuję. Nieee…
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Poczułam w żołądku motyle. Kłóciły się we mnie podniecenie i strach, szczęście i obawa. Pierwszy raz będę musiała przebywać w towarzystwie masy ludzi. Rozmawiać, mówić więcej, niż automatyczne hasła, które rzucam klientom. Kiedyś nawet to sprawiało mi kłopot.
- Wysiadaj - zatrzymał się na parkingu. Sam wyszedł z auta, otworzył mi drzwi i już po chwili kroczyliśmy między butikami, które jeszcze były zamknięte.
- Najpierw Vivienne Westwood.
- Ale one są zamknięte - stwierdziłam.
- Nie dla Anny McDonald - wyszczerzył białe zęby.
- Dla kogo? - stanęłam jak wryta.
- Dla niej - wskazał na dziewczynę stojącą przy jednej z witryn. - To asystentka mojej siostry.
Dalej nie rozumiałam. Chyba zobaczył to na mojej twarzy. Właśnie, emocje na mojej twarzy. Kiedyś idealnie je maskowałam, teraz pokazuję nawet najprostszą radość. - Jo Jackson to moja siostra, ale chyba się domyślasz, skoro idziemy na ślub Sophii. Cześć Anno - podeszliśmy do butiku.
- Panie Alexandrze - skinęła głową, omijając mnie wzrokiem. Może się wystraszyła? Aż tak strasznie wyglądam, że nawet obca kobieta się mnie boi?
Ekspedientka zajęła się nami, a właściwie mną. Mierzyłam kolejne sukienki - stonowane i kolorowe, bardziej i mniej wymyślne, różnych długości, z rękawami i bez. Każda jakoś dziwnie na mnie leżała, nie pasowała. Potem kolejny sklep i następny. Nazw niektórych nawet nie potrafiłam wymówić. Wreszcie znalazłam tę jedyną. W obcisłej sukience, do samej ziemi z rozcięciem na wysokości jednej trzeciej uda i w kolorze kości słoniowej wyglądałam jak nie ja, ale w pozytywnym sensie. Brak jakichkolwiek rękawów, ramiączek i mały dekolt na plecach sprawił, że czułam się naga. Później dobraliśmy do tego buty: jasne sandałki na szpilce. A na koniec Al zabrał mnie do fryzjera i kosmetyczki. Dwie godziny lotu, chwila odpoczynku w hotelu Hilton w Miami i przyszedł czas szykować się do wyjścia. Jeszcze nigdy nie byłam w takich luksusach, a teraz wystarczy, że spojrzę w lustro i ociekam pieniędzmi. Wciągnęłam suknię, zapięłam sandałki i stanęłam przed szklaną taflą, w której odbiła się obca, piękna dziewczyna. Wizażysta postawił na usta i umalował mi je rubinową szminką, a całą resztę tylko delikatnie podkreślił, więc wyglądałam naturalnie. Włosy miałam upięte po jednej stronie tak, że spływały kaskadą na lewe ramię. Były trochę krótsze, niż wcześniej, więc pofalowane sięgały pięć centymetrów za obojczyk. W szkle zobaczyłam, że obok mnie stanął Alex, Alex tak przystojny, jakiego go jeszcze nigdy nie widziałam. Zero zarostu, włosy idealnie ułożone, ciemny garnitur, biała koszula i czerwony krawat tylko podkreślały jego złotą cerę. W mankiety wpiął spinki z błyszczącymi, malutkimi rubinami. W tym momencie tak bardzo chciałam go dotknąć, sprawdzić czy jest prawdziwy, czy to ten sam nonszalancki dupek z dachu, który codziennie przynosił mi kwiaty.
On coś mówił, poruszał ustami, wpatrując się we mnie, a ja go nie słyszałam zajęta swoimi myślami, chociaż tak bardzo chciałam usłyszeć jego głos. I wtedy sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął pudełeczko. Takie małe, z naturalnej skóry, z wytłoczonym złotym napisem, którego nie potrafiłam odczytać i ornamentami w tym kolorze.
- Odgarnij włosy - wyszeptał mi prosto do ucha, ja ja zdałam sobie sprawę, że to nie może być prawdziwe, realne. Poczułam na dekolcie zimno łańcuszka ze złota i przywieszki z jakiegoś kamienia szlachetnego: to małe, rubinowe serduszko. Całość wyraźnie odznaczała się na mojej jasnej skórze. Uszczypnęłam się: raz, drug, trzeci, wbiłam sobie czerwone paznokcie we wnętrze dłoni, poczułam jak sączy się tam krew. I oprzytomniałam. - To rodzinna pamiątka - jego oddech łaskotał mnie w kark. - Babcia zapisała mi go w testamencie.

I na moment znieruchomiałam wpatrzona w ten bezkresny błękit jego tęczówek. Otworzyłam usta i próbowałam coś powiedzieć, coś, że nie mogę tego przyjąć, ale z mojego gardła wydobyło się tylko coś pomiędzy jękiem, a charkotem. Dlaczego akurat teraz? Dlaczego akurat teraz musiałam zapomnieć języka w gardle?

- N… nie mogę - wyszeptałam - go przyjąć.
- Owszem, możesz, a teraz chodź, bo spóźnimy się na uroczystość - pociągnął mnie za łokieć. Limuzyną dojechaliśmy do wielkiej willi na wybrzeżu. Skierowaliśmy się do ogromnej sali chyba balowej albo bankietowej. Po dwóch stronach umieszczono rzędy krzeseł, było ich ponad sto. Niektórzy zdążyli już zająć sobie miejsca. Za siedzeniami było coś w rodzaju ślubnego kobierca, który udekorowano płatkami róż, białych róż, których było tam pełno. Do podwyższenia prowadził śnieżny dywan. Wszystko zachwycało: prosto, jasno, bez przepychu, po prostu pięknie. Siadłam obok Ala w pierwszym rzędzie. Rozglądałam się ciekawie dookoła, uważając, żeby się tym nie zachłysnął i nie pominąć żadnego szczegółu. Zdziwiłam się, że na ślubie tak publicznej osoby (o którym de facto wiedzieli wszyscy) było tak mało mediów, właściwie nie było ich wcale. Coraz więcej osób gromadziło się przy krzesłach, żadne z nich nie świeciło już pustkami. Wszyscy siedzieli jak na szpilkach, czekając, aż się zacznie. Przy ołtarzu stoi już mężczyzna, na podeście drugi, chyba urzędnik. Zaczęła grać muzyka - kwartet sunął smyczkami po strunach swoich instrumentów, które wydawały z siebie piękne tony. Najpierw weszła mała dziewczynka, nie mogła mieć więcej, niż sześć lat, ciemną skórę i burzę czekoladowych loków na głowie. Czarnymi jak węgle oczkami patrzyła pod nogi, uważając, by się nie przewrócić i nie ubrudzić bielutkiej sukienusi kwiatkami z koszyczka. Metr za nią kroczyły druhny i drużbowie, a na samym końcu najbardziej wyczekiwana osoba - sama Sophia Jackson. Wyglądała zjawiskowo. Delikatnie podpięte włosy sięgały ramion, kilka luźnych kosmyków opadało jej na twarz, makijaż idealnie podkreślał jej urodę, a suknia była stworzona tylko dla niej. Prosta kreacja układała się w trąbkę i jedynym mocniejszym akcentem była ciężka, diamentowa biżuteria i spinka trzymająca długi welon. Nie mogłam oderwać od niej wzroku, podobnie jak wszyscy obecni.

Ceremonia przebiegła dość szybko. Goście ustawili się w kolejce, żeby składać życzenia nowożeńcom. Pociągnęłam Ala na koniec.

- Gdzie mój medalik? - syknęłam mu do ucha. No może nie tak do ucha, bo nawet w szpilkach nie sięgałam. [Tylko dla wtajemniczonych: Maya jest wzrostu Tuki]
- Nie pasował - wzruszył ramionami, przysuwając się w stronę pary młodej.
- Gdzie mój medalik? - powtórzyłam, a w moich oczach pojawiły się ogniki. Tam jest zdjęcie taty! - pisnęłam w myślach przerażona.
- Bezpieczny w hotelu, uspokój się.
Przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie, w ciszy zbliżając się do Sophii Jackson - O’Connor i Williama. Przyglądałam się z zainteresowaniem klatce piersiowej Alexandra. Unosiła się, zatrzymywała na sekundę i opadała, i tak znowu, i znowu, i w kółko, nieprzerwanie. Sięgnął silną ręką za pazuchę marynarki i wyciągnął ozdobną kopertę z wykaligrafowanym napisem: “Szczęścia na nowej drodze życia!”.
No tak, jeszcze jedna osoba i my, jeszcze dwie i ja. A co powiem? Wszystkiego dobrego? Takie przewidywalne. Oni się tylko uśmiechną i podziękują za przybycie, a właściwie mnie nie znają







Przepraszam za poślizg Kochane. 
Koniec semestru mnie przywalił, tak samo jak moją Betę. Obu nam jest bardzo głupio. Mam nadzieję, że wciąż jesteście i zostawcie jakieś słówko w komentarzach. Co Wam się podoba, co nie? Druga część ślubu za 2 tygodnie, dopiero będzie się działo. Nie mogę się doczekać. Pozdrawiam Was serdecznie. ;)


7 komentarzy:

  1. Świetne ;)
    Jak mogę zapytać: Która klasa??? XD

    OdpowiedzUsuń
  2. I co mam napisać? Zostaję. :')
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przepraszam, że dopiero teraz komentuję!
    Podoba mi się rozwój relacji Maya x Alex. Tp jest naprawdę intrygujące... w każedej chwili może odezwać się przecież przeszłość dziewczyny.
    Ślub świetnie opisany ;) Można było dokładnie sobie wyobrazić.
    Z niecierpliwością będę czekać na drugą część! Coś czuję, że podzieją się różne rzeczy... :P
    Gorąco pozdrawiam, życzę weny i mniej szkoły ;) Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj zadzieje sie i to sporo. Ale zanim druga część opublikuję długo wyczekiwana miniaturkę o Caroline.
      I nie przepraszaj Słońce bo liczy sie że w ogóle coś napisałaś za co dziękuję to duże wsparcie a nie to kiedy skomentowalas:).
      Pozdrawiam ~ Lilka

      Usuń