poniedziałek, 22 lutego 2016

Rozdział 9. "Wynoś się..."

"Gdzieś głębo­ko w nas jest ta­kie miej­sce, w którym kryją się wszys­tkie upar­cie skry­wane sek­re­ty i ta­jem­ni­ce . Strzeżemy go i pil­nu­jemy, bojąc się , że kiedy wyjdą one na jaw , stra­cimy maskę ,pod którą żyje­my .
Codzien­nie, kiedy wsta­je ra­no, zaglądam do sza­fy. Na półkach leżą tam różno­rod­ne mas­ki .I wiem, że nie tyl­ko ja mam taką ko­lek­cję. Pat­rzę i wy­bieram, bo wiem, że inaczej nie przet­rwam.
Jak więc mam odróżnić dob­ro od zła w świecie wśród ma­sek, których nie chcę już no­sić?! Jak poz­nać, czy człowiek , który obok mnie stoi, jest nap­rawdę dob­ry, czy to tyl­ko GRA?!"


Już tydzień po weselu. Susannah zakolegowała się z Mayą. Bardziej z inicjatywy Graham, ale ta pierwsza miała całkiem dobry wpływ na tą drugą. Mayanne już tyle nie piła, a przynajmniej starała się ograniczyć używki, już tak nie panikowała, ograniczyła kontakty z Jacksonem, dość nieznacznie. Było jej strasznie głupio po cyrku, jaki odstawiła przy jego rodzinie. Niestety, Josephine bardzo spodobała się kawiarenka Caroline i stała się tu częstym gościem, a jak nie ona to Anna.


~*~


Suzy usiadła przy jednym z brzozowych stolików. Bardzo dobrze czuła się w tym miejscu, było jasne, a wszędzie dookoła stały pęki świeżych kwiatów w fikuśnych wazonikach. W powietrzu unosił się zapach parzonej kawy, a na zapleczu mogła poczuć jeszcze kardamon, imbir czy cynamon.
Założyła obcięte włosy za ucho i ułożyła dłonie na swoim kubku.
- Maya! - zawołała. - Siadasz ze mną na przerwę?
Upiła łyk, drugi, trzeci, kolejny i tak delektowała się napojem kropla po kropli. Naprzeciwko usadowiła się Carter. Dolała sobie do herbaty czegoś z piersiówki, zamieszała i pociągnęła trochę. Westchnęła, wbijając wzrok w drzwi.
- Tęsknisz za nim - stwierdziła brązowooka od niechcenia.
- Słucham? Chyba sobie żartujesz.
- Nie patrz tak na tę ulicę, nie przejdzie tamtędy. Nie zaglądał tu od 7 dni.
- Nie tęsknie za nim - wypaliła. Zapadła chwila ciszy. Może nie tej niezręcznej, bo Maya próbowała zebrać słowa albo zastanawiała się czy może je wypowiedzieć. - I nie dziwię się, że go nie ma. Odwaliłam takie przedstawienie na weselu jego siostry, że on chyba nie chce mnie widzieć.
Susannah uśmiechnęła się i przybiła sobie w myślach piątkę. Zastanawiała się dlaczego one nie mogą rozmawiać o pogodzie, ciastkach i żelbetonie, i jak to zrobiła, że tajemnicza, niedostępna Maya się do niej odzywa, i otwiera przed nią.
Ugryzła ciastko, które leżało na talerzyku. Jej życie jednak było świetne. Dostała się na psychologię, ma niezłą pracę, fantastycznych przyjaciół i niesamowitego narzeczonego. A teraz przekonuje do siebie aspołeczną dziewczynę, chociaż większość zasług nie leży po jej stronie, a po stronie tego dupka - Jacksona. To on spotkał ją na dachu, dorobił sobie klucze do jej mieszkania i przyzwyczaił do swojej obecności.
Wyrwała się z letargu.
- To ona ma siostrę? Jaki cyrk? - Graham zmarszczyła brwi.
- Nawet dwie - Josephine i Sophię. A cyrk? Pijana wybiegłam z płaczem po plaży, bo jego matka nazwała mnie dziwką. Tak w wielkim skrócie.
- Okeej… - skończyła swoją herbatę i ciastko, tym samym kończąc przerwę. - Chodź, bo Caroline będzie zaraz ciskać kedavrami.
- Wyluzuj z tym Potterem - odpowiedziała jej koleżanka z ustami na kubku. Graham uniosła dłonie w poddańczym geście. Stanęła za ladą i zaczęła coś skrobać w zeszycie. Zastanawiała ją bardzo przeszłość Mayi.
- Mam… mam… - Carter stanęła naprzeciwko i wbiła w brunetkę pytające spojrzenie, marszcząc brwi. - Mam dość prywatne pytanie - wypowiedziała na jednym wydechu, ale nie zdążyła się nic dowiedzieć, bo dzwonek nad drzwiami zabrzmiał, a do środka wszedł nie kto inny, a Alex. Usadowił się na kanapie i pstryknął na Graham. Ona zgarnęła pierwszą lepszą szmatkę i rzuciła nią w chłopaka. W rezultacie oberwał mokrą ścierą. Kiedy poczuł to na sobie, zrobiła tak śmieszną minę, że można by ją wspominać całymi latami. Zmarszczył brwi i nos, zmrużył oczy i wygiął usta w zabawnym grymasie. Młodsza kelnerka dławiła się ze śmiechu. Jackson wstał i podszedł do lady. Cały aż trząsł się ze złości.
- Chyba coś zgubiłaś - strząsnął z głowy kawałek materiału. - Duże americano i zawołaj Maykę, czekam przy stoliku - warknął.
Zostawił pieniądze i rozsiadł się na jednym z pluszowych foteli. Postąpił jak Jo. Brakowało tylko, żeby wywracał oczami. Carter przyniosła mu ciepłą kawę. Jak dla niego wyglądała świetnie. Nie, nie kawa, Maya. Nie zrobiła nic szczególnego, spięła włosy w kok, by nie leciały jej do oczu, na twarzy nie miała ani grama makijażu, a ubrana była w kolorową koszulę, tak odbiegającą od tego, co zazwyczaj nosiła, i ciemne jeansy. Jednak nie zdziwił się, kiedy zobaczył na jej nogach szare, znoszone trampki.
- Usiądź, proszę - skinął na siedzenie po drugiej stronie stolika. Posłusznie spełniła prośbę. Co prawda, miała pracę, ale ruch był niewielki i Suzy mogła sobie spokojnie poradzić ze wszystkim, a Caroline zależało tylko na tym, by obsłużono wszystkich. - Ładnie wyglądasz - uśmiechnął się czarująco.
- Dzięki. Już? Chciałeś pochwalić mój wygląd. Mogę iść? Mam pracę.
- Zostań. Nie wiedziałem, że mówisz po francusku - odniósł się do poprzednich wydarzeń. Zarumieniła się na te wspomnienia, nie chciała ich pamiętać.
- Wiele o mnie nie wiesz. Mam ci się tłumaczyć z tego, co umiem?
- Zejdź ze mnie.
- Od początku nie chciałam ci nic o sobie mówić, nawet się nie znamy - uniosła ręce, impulsywnie gestykulując.
- Uspokój się. Wiem o tobie więcej, niż sądzisz, więcej, niż chciałabyś, żebym wiedział. Wiem wszystko - sięgnął za pazuchę i wyciągnął otwartą kopertę zwiniętą w rulon. Rzucił to na blat. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że cię molestowali, że jesteś z domu dziecka? O Alanie? - głos mu się załamywał z każdą wyliczoną rzeczą. - Dlaczego? - prawie wyszeptał. Chciał byś wściekły, chciał jej wyrzucić wszystkie sekrety, chciał na nią krzyczeć, wrzeszczeć, ale nie wyszło. Znał suche fakty. Wiedział, że została niejednokrotnie zgwałcona, była molestowana, bita, że jej rodzice nie żyją, że jej matka miała problemy psychiczne, a ojciec uciekł z zamożnej rodziny, że ma babkę, ciotkę i kuzyna. Znał więcej tych suchych faktów, niż ona sama.
- Jak mogłeś? - wyszeptała. - Jak mogłeś?! - pisnęła zachrypnięta. - Odpowiedz! - podniosła całkowicie głos.
- Ja… przepraszam… - szeptał, wbijając wzrok w jej załzawione oczy. Niebieskie tęczówki dziewczyny, tak przypominające mu bezchmurne niebo na przedmieściach, były coraz bliżej niego. Łzy spłynęły jej po policzkach.
- Wyjdź! Zniszcz to! I się wynoś.
Uciekła na zaplecze. Jackson wstał i wyszedł za nią. Nie znalazł Mayi. Zapukał do drzwi z tabliczką “biuro”.
- Pani Carter? Pani Carter, czy mógłbym to zniszczyć?
- Zostaw to. Zniszczę to później.
Zostawił papiery i pojechał do Josie.


~*~


Samolot właśnie wylądował. Krótki telefon do panny McDonald i Alex już siedział w taksówce. Jechał ulicami Los Angeles. Mijał drogie restauracje, w których jadał z rodziną, ekskluzywne hotele i markowe butiki Chanel, Prady, Yves Saint Laurent i wielu innych projektantów.
Wszedł do hotelu Hilton. Ich ulubiony, najlepszy, klasyczny, elegancki. Lobby było długie i wysokie, a sklepienie podtrzymywały pozłacane kolumny w stylu jońskim. Przez środek kremowej, marmurowej posadzki przechodził aksamitny, burgundowy dywan. Na lewo od ogromnych, kryształowych drzwi wejściowych znajdowała się portiernia, za której ladą stało pięć osób w eleganckich, bordowych uniformach. Naprzeciw, na marmurowej ścianie, były szklane wejścia do wind. Po prawej przejście na siłownię, do palmiarni, do spa i na kompleks basenów.
Jackson wszedł do jednej z wind, żeby wysiąść na najwyższym piętrze. Wybrał drzwi z zawieszką nie przeszkadzać i niepostrzeżenie wemknął się do środka. Apartament wydawał się wyjątkowo pusty i cichy, chociaż dało się słyszeć skrzypienie i podmuchy wiatru z otwartych okien. Przestąpił wgłąb mieszkania. Już tu dźwięki stawały się coraz głośniejsze. Odwrócił się w stronę otwartych drzwi i zamarł. Ulubione, koronkowe bokserki Josie od Victoria’s Secret leżały przy framudze. Zamrugał, otworzył i zamknął usta, i powtórzył tę czynność parę razy. Na łóżku leżała Jo, a jakiś fagas obcałowywał jej jędrne piersi, jednocześnie poruszając rytmicznie biodrami. Z jej ust wydobywały się krótkie, coraz głośniejsze jęki, a jej drobne palce tonęły w jego włosach.
Przez moment zastanawiał się czy wypada im przeszkadzać, ale w końcu ryknął:
- Jo! Ubieraj się!
Kochankowie zastygli w bezruchu. Al wkroczył do pomieszczenia i złapał absztyfikanta siostry za kark. - Wynocha, dokończysz sam w domu. Zbieraj swoje szmaty - rzucił Jacksonównie pierwszą lepszą kieckę, wyszedł na balkon i wyciągnął fajki. Porządnie zaciągnął się za pierwszym razem.
- To nie było miłe - Jo, owinięta w prześcieradło, wyrwała mu papierosa i wsadziła sobie do ust.
- To też nie - warknął. - Sądziłem, że jesteś dziewicą.
- Pobożne życzenie - wypuściła dym z płuc. - Miałam prawie piętnaście lat, kiedy rozdziewiczył mnie twój ówczesny przyjaciel. Melo Anthony. Teraz świetnie gra w kosza.
- Co, proszę?! - przeczesał palcami włosy, mocno ciągnąc za ich końce. - A ja go tak broniłem przed ojcem, kiedy ten go oskarżał. Przecież on jest pięć lat starszy ode mnie!
- Ale za to jaki był świetny w łóżku… - wyszczerzyła się złośliwie.
- Przestań, nie chcę wiedzieć nic więcej.
- I to nie był jednorazowy wyskok - przygryzła wargę, obserwując jak Al kręci głową z dezaprobatą. Czuł się tak fatalnie, kiedy jego młodsza siostra opowiadała mu o swoich łóżkowych przygodach, żeby zrobić mu na złość, oczywiście.
- Nie pal… - zgasiła peta i wrzuciła go do pełnej popielniczki. - Ty to wypaliłaś? - uniósł brwi, marszcząc czoło.
- Życie jest bardzo stresujące…
- Idź się ubrać, chciałem pogadać - zmrużył oczy.
- Uuuu… braciszek ma problemy i dlatego przerywa mi pasjonujący i niezwykle przyjemny seks bez zobowiązań. Patrz, tak trochę po twojemu, powinieneś być ze mnie dumny…
- Nie powiedziałaś tego - warknął. Wszedł do środka i usadowił się na jednej z kanap w stylu Ludwika XVI. Cale wnętrze było tak urządzone - elegancko i ze smakiem. Zawsze cieszył go ten widok, mimo że nie znosił sławy, przepychu i arystokracji. Ale przecież można wypoczywać w luksusach nie będąc sławnym , czyż nie? Upajał się widokiem pięknych obrazów i drogich tkanin na ścianach.
Jo stanęła przed nim i wyciągnęła kieliszek pełen wina w jego stronę.
- Twoje ulubione, rocznik 1900 - z chęcią sięgnął po czaszę. Przypomniała mu się Maya. Ona też, tak jak Jo, nalewała do pełna. Dlaczego? Bo po co napełniać kilka razy, skoro możesz raz, a porządnie. Albo też, jak robiła Jacksonówna, wypić więcej, gdy inni wypiją mniej.
- Już się tak nie dąsaj - wywinęła dolną wargę i zrobiła oczy kota ze Shreka. Zawsze tak udawała skruszoną. Wszyscy zaczynali się śmiać i po złym humorze. Tak było i teraz. Na usta Alexa wkradł się uśmiech. Chłopak poprawił poduszkę pod plecami i wypił to, co dostał od siostry.
- Czego ja jeszcze o tobie nie wiem? - zmierzwił jej włosy.
- Z Wittmore’m łączy mnie tylko seks i głupi układ, palę, piję, czasem ćpam, klnę jak szewc, a ta pieprzona etykieta się mnie tu nie trzyma. Żyć, nie umierać - błysnęła białym uśmiechem.
- Siostróś…
- Mówisz do mnie jak do dziecka, a ja jestem tylko o rok młodsza. Opowiadaj.

~*~

Emma Carter spacerowała ulicami Waszyngtonu. Była już naprawdę zmęczona. Ledwo wyrabiała się z obowiązkami w pracy, a wcale nie miała ich tak wiele jak jej współpracownicy. Ale czego innego mogła się spodziewać po pracy w rządzie? Tego zawsze chciała, to właśnie było jej marzeniem, które się spełniało. Tyle co skończyła studia na prestiżowej uczelni, z wyróżnieniem, oczywiście. Miała małe problemy, właściwie jeden problem, a mianowicie dziecko. Zabalowała z jakimś facetem i wpadła. Jego więcej nie widziała, a jak tu studiować, robić karierę zawodową z dodatkowym balastem? Oddała go do domu dziecka już siedem miesięcy temu. Dokładnie osiem miesięcy temu, zaraz po porodzie. Niby taka wielce zapracowana, a dawała radę odwiedzać go regularnie w sierocińcu, kiedy tylko miała wolną chwilę. Z każdym dniem coraz mocniej kochała tego chłopca.
Teraz też udało jej się znaleźć pół godziny. Przestąpiła przez próg poznaczonego przez czas budynku. Wszyscy miło ją powitali i od razu wskazali drzwi, za którymi znajdował się Claude. Może zastanawiacie się dlaczego nie użyłam słowa synek, syn - odpowiedź jest prosta, ona nie potrafiła się zmusić, żeby go tak nazywać.
Uklękła przed kojcem, w którym leżał, ciężko było jej się nie uśmiechać na jego widok, właściwie nie tylko jej. Poruszał rączką wpatrzony w grzechotkę, którą trzymał, jak w obrazek. Jego czekoladowe tęczówki błyszczały, a przydługie, brązowe włoski opadały na czoło.
Emma obejrzała się przez ramię, żeby upewnić się czy może go wziąć na ręce. Złapała go pod pachy i ułożyła sobie na piersi. Zanuciła swoją ulubioną kołysankę, ale on nie chciał spać, śmiał się, cieszył, że ktoś się nim interesuje bardziej, niż zazwyczaj. Było tu tyle dzieci, że nie sposób wszystkim śpiewać. Tak szczęśliwa Em spacerowała z nim po miękkim dywanie sali.
- Panno Carter? - czyjś głos wyrwał ją z letargu. To już koniec wizyty, oddała Claude’a i wyszła przed budynek.
- Emma Carter? - usłyszała przed sobą. Ubrana na ciemno dziewczyna w szarych, zniszczonych trampkach stała pewnie na schodach. Emma skinęła potakująco głową. - Pani Caroline Carter prosiła, żebym z panią jechała do Nowego Jorku.
- Co mama ode mnie chce?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami - tu są bilety - poprawiła plecak. - Jestem Maya - wypaliła - Maya Carter.
Brunetka nie mogła być wiele starsza od domniemanej córki jej brata. Ale tamta miała na imię Anne i była bardzo podobna do swojej matki - o ciemnych włosach, bladej skórze i malinowych ustach, które tamta zawsze mocno malowała.
- O której mamy lot? Jest piąta po południu - stwierdziła po spojrzeniu na zegarek.
- Za godzinę.
- Pojedziemy mnie spakować i jedziemy na lotnisko. Po drodze możemy wstąpić po jakąś kanapkę na wynos do fast fooda - uśmiechnęła się. To było bardzo w stylu jej matki. Przysłać kogoś po nią, żeby się upewnić, że przyjedzie wtedy, kiedy ona chce. - Umieram z głodu.
Tak też zrobiły. W trakcie jazdy i pobytu na lotnisku Maya cały czas popijała ze swojej piersiówki, a kiedy jej się skończyło dolewała z plastikowej butelki, którą schowała w plecaku. Wylądowały na lotnisku niedaleko hotelu, do którego miały się udać. Brunetkę cały czas zastanawiało po co ona w tym całym bajzlu. Przestąpiły próg i ruszyły do jednego z pokoi o średnim standardzie.
- Ty nie masz problemu z alkoholem? - Emma zagadała Mayanne tuż przed wejściem.
- Może trochę - zbyła ją i pchnęła drzwi. Na błękitnym, pluszowym fotelu siedziała Caroline w jednym ze swoich futer. - To ja już pójdę - zaproponowała najmłodsza z obecnych.
- Nie - warknęła wdowa, a kobiety usiadły. Młodsza skuliła się i postanowiła nie wtrącać.
- Czego chciałaś. mamo? Po co ci tu jestem?
- Chciałam, żebyś poznała swoją bratanicę - rzuciła żółtą kopertę na blat stolika ze sklejki. Na papier naklejono biały prostokąt, a na nim wytłoczono czarnymi, równymi literami “MAYANNE CARTER”
- Znalazłaś ją? Mój Claude ma kuzynkę?
- Tak. Nawet nie wiedziałam jak blisko jest. A co do tego dzieciaka, nie zapominaj, że on już nie jest twój. Oddałaś go ponad pół roku temu, żeby rozwijać karierę.
- Przestań - pisnęła. - Kim jest Anne?
- Konkretniej Mayanne. Siedzi obok ciebie i udaje, że jej nie ma.
I to ożywiło brunetkę. Ale skąd? Skąd ona wie? I co to ma znaczyć, że jest bratanicą Emmy? Teraz w bezdusznej Caroline obudziły się babcine instynkty? Pospieszyła się. Szkoda, że nie szukała sobie wnuczki, kiedy ta była w sierocińcu.
- To są jakieś żarty, prawda? - oburzyła się Maya.
- Carter, ostrzegam cię, uspokój się - syknęła Caroline.
- Bo co mi pani zrobi? A może powinnam powiedzieć babciu? Gdzie byłyście kiedy moja matka umarła? Raczyłyście się pojawić na pogrzebie?
- Bardzo mi przykro - odezwała się Bogu ducha winna Emma - co u Patricka?
- Nie wiem. Możesz sama zapytać. Tylko nie jestem pewna czy cokolwiek ci odpowie. Od czternastu lat gnije w grobie. Na jego pogrzebie też was nie było. A gdzie byłyście kiedy całymi godzinami siedziałam w oknie sierocińca, mając okruchy nadziei na to, że jednak mam jakąś rodzinę? I teraz nagle was olśniło, że jesteśmy spokrewnione? Możecie chociaż coś powiedzieć na mój temat? Na wasz temat? - mówiła z mieszanymi uczuciami.
- Jesteśmy z Waszyngtonu. Twój dziadek był zamożnym człowiekiem, zmarł, kiedy Em była malutka. Twój ojciec poznał Twoją matkę w domu publicznym i się zakochał. Nie rozumiem jak można kochać dziwkę… Byłam przeciwna temu małżeństwu. On powiedział, że jej nie zostawi, że ją kocha i chce mieć z nią dzieci. Więcej go nie widziałam. Raz wysłał Emmie twoje zdjęcie, a ona była tylko dzieckiem, pokazała mi zdjęcie, a kopertę wyrzuciła.
- Kochałam tatę ponad życie - wyszeptała - był wspaniały.
- Wybaczysz nam? - zapytała z nadzieją dwudziestoparolatka.
- I co jeszcze? Do zobaczenia jutro w pracy, pani Carter - wstała i wyszła






Prawie na czas. 
Strasznie ciężko jest wrócić do regularności, 
ale mam nadzieje, że z kolejnymi rozdziałami się uda. :)
Jak zawsze proszę o Wasze opinie w komentarzach.

12 komentarzy:

  1. Ulala co za akcja. Nie spodziewalam sie tego. ;) Wszystko tak świetnie opisane.Wszystko zaczyna się rozkrecac a akcja opowiadania wciaga ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikt się nie spodziewał. się założyć, że większość z was nawet nie zwróciła uwagi na fragment, w którym detektyw został wynajęty, a nazwisko Caroline i MaykMogeMaykiraktowała jako zwykłą zbieżność. Lubię Was zaskakiwać i obiecuję, że ten raz nie byl ostatnim. Pozdrawiam i do następnego - Lilka :)

      Usuń
  2. Dawno mnie nie było, co?
    Wyznaję zasadę, że najlepsze zawsze na koniec, więc... Nie stawia się spacji przed jakimikolwiek znakami interpunkcyjnymi. To wyłapałam, bo się najbardziej rzucało w oczy. Chyba miałaś też drobne problemy z przecinkami. I przemyśl sprawę z akapitami, bo tekst się zlewa.
    Rozdział wydawał mi się taki... Hmm... Suchy, bym powiedziała. Szczędziłaś opisów, przez co wszystko tak się szybko potoczyło. Czułam się też trochę skonfundowana przejściem pomiędzy dwoma scenami (w jednej chwili Maya rozmawia z Alexem, by w drugiej spotkać swoją rodzinę). Ach, jeszcze jedno, na początku rozdziału, gdy rozmawiały ze sobą Suzy i Maya (chyba że coś pokręciłam, a jak tak, to przepraszam), wtargnęła się literówka - nazwałaś Alexem kobietą. ;)
    Ale nadrobiłaś pomysłem. I to zdecydowanie. Nie spodziewałam się takiego rozwoju sytuacji. Zaskoczyłaś mnie (pozytywnie, oczywiście). Nie sądziłam, że Alex dowie się o tym w ten sposób. Spodobało mi się to, jak później poleciał do swojej siostry i jej się zwierzył (chociaż nie popieram tak lekkiego podejścia do seksu).
    Podsumowując, podobał mi się i z przyjemnością będę czekać na kolejny.
    Pozdrawiam,
    Cassie :)

    wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie milo. Dziekuje, ze zwrocilas uwage na te bledy. Postaram sie poprawic to, co sama zauwaze i zwrice uwage, przepisujac nastepne rozdzialy na komputer.
      Szczerze? W inny sposob Alex by sie nie dowiedzial, Maya nie jest osoba sklonna do zwierzen. Z reszta Al nie zna teraz tej sprawy w pieknym swietle, on tylko wie ze takie sytuacje mialy miejsce.
      Lekkie podejscie do seksu Alex akceptuje tylko u siebie, bo przeciez jego mala siostrzyczka powinna zachowac cnote do slubu.
      A kolejny rozdzial za tydzien albo 2. :)

      Usuń
  3. Heyo, sory, że dopiero teraz komentuję, ale zupełnie nie miałam przedtem czasu.
    A więc tak: ogólnie rozdział jest bardzo fajny. Ciekawy. Spodobał mi się wątek z rodziną Mayi. Bardzo zdenerwował mnie Alex, to nie fair, że dowiaduje się o niej wszystkiego, za jej plecami. Nie spodobało mi się także to, jak zachowywała się Josephine. Nie wiem czemu, ale jakoś jej nie trawię. Cóż, czekam na kolejne. Życzę weny i pozdrawiam,
    Less Sill~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie, tworząc postać byłam śwcie przekonana, że nie będzie waszą ulubulubienicąAidealny i nigdy nie będzie. To jak się zachował udowodniło, że do aniołka mu daleko.
      Dziękuję i również pozdrawiam - Lilka

      Usuń
  4. fajny wpis, wpadnij też do mnie i odwdzięcz się komciem :) ekologiczny wypas owiec

    OdpowiedzUsuń
  5. nie powiem, ciekawy wpis a zdjęcie na końcu bardzo ładne :) polecam i pozdrawiam - wypas owiec

    OdpowiedzUsuń
  6. ciekawy ale nudny moim zdaniem, wejdz do mnie i zobacz jak sie pisze takie rzeczy :) wypas owiec Józefów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale ciekawy czy nudny? i co ma z tym wspólnego jakiś wypas owiec?

      Usuń
  7. A widzieliście ten sklep internetowy? Jak dla mnie bardzo ciekawa opcja dla każdego.

    OdpowiedzUsuń
  8. 25 year old Software Engineer I Hobey Pedracci, hailing from Owen Sound enjoys watching movies like "Christmas Toy, The" and Paintball. Took a trip to Historic Town of Grand-Bassam and drives a GM Futurliner. sprobuj na tej stronie

    OdpowiedzUsuń