poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 3. 'Bogiem to ja jeszcze nie jestem (...). Wystarczy Jo.'

Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeśli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?

~ Phil Bosmans

~*~

Do kawiarenki wsypało się dziesięć osób, w tym słynna Josephine Jackson. Ruda piękność, tak różna od swoich najbliższych. Ruda, piegowata, o lodowatych, niebieskich oczach, które bardzo wyróżniały się przy mlecznej cerze. Jej długie do nieba nogi trzymały jędrną, kształtną pupę, talię osy i krągłe piersi. Jednak uroda anioła była niczym w porównaniu z jej, podobno, koszmarnie trudnym charakterem. Aktorka stała u boku kolesia z dachu. Był od niej o głowę wyższy i prezentował się naprawdę dobrze. Nie miał na sobie tych przetartych jeansów i bluzy z kapturem, tylko błękitną koszulę i dopasowane, czarne spodnie typu slim. Nigdy bym go nie poznała, gdyby nie ten krzywy uśmiech, świeży zarost i poczochrane włosy.  
- Kelner - zimno odezwała się Jo.
Tak, tak, zdrobniłam sobie jej imię. Suzy zirytowała się i podeszła do niej mrucząc pod nosem ‘Jak chce, żeby do niej podchodzono po zamówienie, to niech sobie królewna do restauracji Ramsey’a idzie...’. Rzekoma królewna zamówiła dużą, bezkofeinową kawę z chudym mlekiem i dodatkiem kardamonu.
- Josie, co słychać w domu? - usłyszałam, jak blondyn zwraca się do rudej.
Więc musiał ją skądś znać, tylko skąd? Może to podobieństwo nazwisk? Może jest jakimś jej mniej znanym kuzynem? Nie wnikam.
Nie sądzisz, że to może wydać się dziwne, że pytasz mnie o dom? - upiła łyk napoju.
- AAA!!! JOSEPHINE JACKSON!!!!!!!!!! - wydarł się na cały lokal.
Podejrzewam, że słyszeli go też ludzie na ulicy, ale pomińmy to. Dookoła ich stolika zebrał się mały tłum. No tak, Jo jest bez ochroniarzy, więc mogą pozwolić sobie na trochę więcej.  W kafejce zapanował gwar tak cudowny dla moich uszu, że nic nie mogło zepsuć tej chwili. Nie spostrzegłam nawet, kiedy Alex podszedł do mnie i coś mówił. Złapał mnie za łokieć i wspomniał coś  o jakimś drugim wyjściu. Wyprowadziłam ich zapleczem, podając kawę na wynos, o którą prosili.


~*~


- Więc jak tam w domu?  - zapytał blondyn, kiedy spacerowali.
- Możesz łaskawie zajrzeć.
- Ta. I tak już się rozpędziłem. Mam ciebie i Soph, wystarczy.
- Za dwa dni są moje urodziny, chciałabym, żebyś się pojawił.
- A za trzy dni są urodziny Sophii i niby też mam się zjawić? W tamtym roku mnie nie było i jakoś przeżyłaś - prychnął.
Ruda roześmiała się szczerze. Dawno z nim w ten sposób nie rozmawiała, sarkastycznie i zarozumiale, tak, jak zawsze. To było zarezerwowane tylko dla nich, Sophia należała do grzecznej części społeczności szkolnej.
- Ale nie miał mi kto spieprzyć przyjęcia - upiła łyk kawy z szerokim uśmiechem na pełnych ustach.
- Chciałaś powiedzieć przyjęcia dla nadętych snobów i prasy.
- Przyznaj, że zawsze było zabawnie. No, ale dość już o mnie. Co to za brunetka w kawiarni na którą tak patrzyłeś?
Chłopak zastanawiał się, o którą jej chodzi? Mayę czy Susannah? Zdecydował, że bezpieczniej powiedzieć o Suzy.
- Wskoczyła mi do łóżka, a teraz ma do mnie żal - uśmiechnął się krzywo, jak zawsze.
- Nie, mówię o tej, która patrzy na ciebie co najmniej tak, jakbyś jej rodzinę wymordował.
- Nie wiem, o co ci chodzi. Ta druga to tylko jakaś kolejna pracownica Caroline Carter - spuścił wzrok na swoje americano.
- Nie wmówisz mi, że nic do niej nie masz. Za długo się znamy mój drogi. Ile to już? Za 2 dni będzie 20 lat - uśmiechnęła się kącikiem ust. - Wiem, że sypiasz z każdą, ale z nią jeszcze w łóżku nie byłeś. To już coś - wyciągnęła z torebki jabłko.
No tak, zdrowy tryb życia, ćwiczenia i ścisła dieta. Przecież taka gwiazda nie może przytyć i, nie daj Boże, ważyć 50 kg. To byłby przecież koszmar, a ona - byłaby spasiona jak świnia. Sophia posądza ją o anoreksję, ale to tylko dieta, a nie głodówka. Po prostu z wyboru żyje na wodzie, owocach i warzywach. I oczywiście raz dziennie ma 3-godzinny trening z prywatnym trenerem, a dwa razy w tygodniu masaże i wizyty w spa dla polepszenia kondycji skóry.
- Naprawdę jej nie znam. Jest tajemniczo pociągająca. Widuję się z nią tylko w kafejce i na dachu. Wystarczy siostrzyczko?
- To już się nie boisz, że ktoś cię zaliczy do naszej rodziny? - prychnęła.
Mimo wszystko lubiła jak się tak do niej zwracał, nawet, jeśli robił to z ironią. Był jej starszym bratem i zawsze robiło się jej przykro, kiedy się jej wypierał.
- Przepraszam - zrozumiał o co jej chodzi, cmoknął ją w czubek głowy i objął czule ramieniem. - No to co? Idziemy coś zjeść? Czy moja najdroższa siostra zgodzi się spędzić ze mną dzień?
- Mam spotkania na osiemnastą i dwudziestą.
- To odwołaj. Jak często się ze mną widujesz? - uchylił jej torbę i zaczął grzebać.
- Ale to są ważne spotkania. Na 18 jestem umówiona ze scenarzystą mojego nowego filmu, a o 20 omawiam kolejny kontrakt - zupełnie nie przejęła się tym, co robi jej brat, który właśnie wyłowił z czarnej Prady jej nowiutkiego, białego iPhone’a.
- Josie, ostatni raz widzieliśmy się w Boże Narodzenie. Dzwoń do tej trusi, żeby przełożyła twoje meetingi - wyciągnął w jej stronę telefon.
- Nie mogę - upierała się, więc wybrał numer do Anny. Za pierwszym razem nie odebrała, za drugim i trzecim też nie. Dzwonił do skutku. Dopiero szóste połączenie okazało się owocne.
- Tak? - ściszony i spłoszony głos asystentki Josephine rozbrzmiał w uchu chłopaka.
- Jakim, kurwa, prawem nie odbierasz od szefowej?! - warknął Alex.
- Ką-kapałam się, proszę pana. Co mam zro-zrobić?
- Przenieś dzisiejsze spotkania Josie na inny dzień - odsuwał od siebie młodszą siostrę, która bezskutecznie próbowała wyrwać mu aparat.
- Do-dobrze. Przełożę na najbliższy wolny termin. Coś jeszcze?
- Nie - i bezceremonialnie się rozłączył.
Zdenerwowana Josephine założyła ręce na piersiach i wydęła usta.
- No Josie, nie złość się - zatrzymał się na środku chodnika i przyciągnął ją do siebie. Na początku go odpychała, ale później doszła do wniosku, że i tak przegra z silniejszym.
Dookoła zebrał się wianuszek. Gapie i reporterzy wlepiali w nich zdziwione spojrzenia. Prawdopodobnie jutro nagłówkiem wszystkich gazet i postów w internecie będzie ‘Kim jest tajemniczy przyjaciel panny Jackson?’.
- Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć o tej dziewczynie, a teraz chodź, bo spłonę od tego ich spojrzenia. Jak ty to wytrzymujesz? - szepnął jej do ucha, a ona się dumnie uśmiechnęła, wiedząc, że jest w czymś lepsza od niego.
Odeszli więc wtuleni w siebie i pewni, że jutro znajdą swoje zdjęcia w mediach. 
Był to dzień tak odmienny i przyjemny dla Josie, a tak zwyczajny i cudowny dla Alexa. Jego pierwszy, od tak dawna, dzień z siostrzyczką. Obiad w Macu, dzień w wesołym miasteczku, a na wieczór noc horrorów w pobliskim kinie. Potem poszli do mieszkania Alexa.
- Jesteś pierwszą dziewczyną tutaj, z którą nie będę się pieprzył - rzucił jej swoja koszulkę.
Zmarszczyła delikatnie brwi. Była pewna, że wraca do domu. Mimo ciemności, chłodu i mnóstwa typków spod ciemnej gwiazdy kręcących się po ulicach Brooklyn’u.
- No przecież nie wrócisz teraz do domu. Jest za późno, nie puszczę cię samej. Jeszcze cię ktoś napadnie - umilkł na chwilę. - To jak? Śpisz w tym? - otaksował ją wzrokiem.
Miała na sobie niebieskie jeansy Levi’sa z dziurami na kolanach, biały, luźny T-shirt z dużym dekoltem w serek z American Apparel i skórzaną ramoneskę Fendi. Zrzuciła czarne Nike do joggingu i zaczęła się rozbierać. Nie było sensu wstydzić się przed bratem. Zarzuciła na siebie szarą koszulkę Ala i rozpuściła swoje długie, lśniące, rude włosy, wcześniej gładko zebrane w kucyka.
- Gdzie śpię?
- Możesz spać na podłodze albo ze mną, w moim łóżku - przeszedł do kuchni i wyciągnął dwie szklanki. - Co pijesz? Wódka? Whiskey? Mojito?
- Szkocka. I wyciągnij czekoladę. Wiem, że masz - rzuciła mu sugestywne spojrzenie.
Wywrócił oczami. Nie miał najmniejszej ochoty częstować siostry swoją ULUBIONĄ czekoladą z orzechami.
- Nie mam.
- Wyciągaj.
- Nie mam.
Na jego słowa Josie wyciągnęła z szafki za jego plecami 3 duże tabliczki Riter Sport. Odeszła kawałek i pomachała mu tym przed nosem. Próbował jej odebrać swój przysmak, ale ona była szybsza. Pobiegła do sypialni jednocześnie odpakowując jedną z czekolad i odgryzając kawałek.
- Oddaj mi to.
- Nie - pokazała mu język.
- Oddaj, albo pożałujesz.
- Uważaj, jeszcze się przestraszę.
Rzucił się na nią i zaczął ją łaskotać. Ruda dławiła w gardle śmiech. O 3 w nocy chyba nie wypada się drzeć, zwłaszcza, że to blok.
- Pro-proszę - wyjąkała.
- A co będę z tego miał? Oddasz czekolady?
- Nigdy! - syknęła wojowniczo. - W ko-końcu się zmę-ęczysz, a ja je z-zjem!
Już nie mogła dłużej powstrzymywać chichotu. Wybuchła. I tak jak przewidziała Alex się zmęczył i usiadł koło niej. Josie oddała mu dwie tabliczki, a tą napoczętą zaczęła jeść jak batonika. Alexander poszedł do kuchni po alkohol i wręczył siostrze szklankę szkockiej. Upiła spory łyk.
- Przez ciebie mój dietetyk mnie udusi.
- Przez jeden luźny dzień? Daj spokój - machnął ręką, jakby odganiał muchę.
- No tak. Alkohol, słodycze i fastfood.
- Ojojoj… taaakie straszne - powiedział pełnym ironii głosem i wypił swoja porcję na raz, jakby był to tylko jeden z wielu shotów na imprezie.
- Dobra. Mów o tej lasce - wyszczerzyła swoje idealnie proste, bielutkie zęby w ślicznym uśmiechu.
- Pamiętasz jak miałem coś koło 7 lat i cały czas mówiłem wam o Mayi? Myśleliście, że wymyśliłem sobie przyjaciela, że jest ze mną coś nie tak. Ta dziewczyna o długich, czarnych włosach to właśnie tamta Maya. Jest lepsza niż wszystkie dziewczyny, które do tej pory spotkałem. No może poza tobą i Soph - dodał widząc jej wyraz twarzy. - Kryje jakieś tajemnice i, o dziwo, nie leci na mnie. Zawsze ją widuję na dachu na fajce i w kafejce. Nie krępuje jej rozmowa o seksie, ma uzależnienia zbliżone do moich i nie potrafię jej rozszyfrować. Tylko jej. Zawsze kobiety jest tak łatwo przejrzeć, a jej się nie da. I ma tak samo puste oczy jak ja.
- Twoje oczy nie są puste, są wyblakłe, zmęczone tym życiem. Ale nie są puste. Są pełne nadziei - wyszeptała dziewczyna.
Słuchała go. Ta dziewczyna, Maya, już ją kiedyś spotkała, jakieś trzy, może cztery lata temu. Kiedy szlajała się, nie wiedząc co ze sobą zrobić i minęła uciekającą przed czymś, zapłakaną nastolatkę. Była to czarnowłosa dziewczyna z potarganymi, skołtunionymi włosami, utykająca mocno na prawą nogę. Brunetka potknęła się i upadła. Josephine podeszła wtedy do niej, uklękła przy jej ciele i zapytała, czy może jej jakoś pomóc. Tamta poprosiła tylko o coś ciepłego do picia i brak pytań. Ruda spełniła z ulgą jej prośbę, ciesząc się, że choć odrobinę mogła pomóc. Zostawiła ja na ławce w Central Parku i odeszła. Dopiero teraz skojarzyła ją z TĄ Mayą. Zaśmiała się delikatnie.
- Dalej sądzisz, że ona jest wymyślona? - zapytał Alex z pewnym zawodem w głosie. - Wiedziałam, że nie ma sensu nic ci mówić.
- Nie - zaprzeczyła Josie szybko, wciąż lekko się uśmiechając. - Ja już ją po prostu kiedyś spotkałam. No nic, idziemy spać. Śpię z tobą - dopiła swoją szkocką i położyła się do łóżka, po czym od razu zasnęła.
Rano Josephine wyglądała prawie jak każda inna na tym miejscu. No ale PRAWIE. Bo wszystkie inne były nagie, a ona miała na sobie T-shirt brata. Jej piękne włosy leżały niczym wachlarz na białej poduszce. Dziewczyna chciała się jak najdelikatniej wyplątać z jego ramion usilnie próbując go nie obudzić. Nie bardzo jej się to udało, bo z jej iPhone’a zagrało ‘Take Me To Church’ Hozier’a. Spojrzała na ekran - Marion. To imię nie wróżyło najlepiej. Może nie zobaczył artykułu?
- Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnął do słuchawki telefonu.
- Uważaj na słowa, bo to, że jesteś moim managerem nic nie znaczy - syknęła cicho.
- Z kim ty się obściskujesz na środku ulicy?! Przecież wiedziałaś, że wszystkie brukowce i tabloidy będą o tym gadały! W sieci aż się roi od waszych zdjęć! Nawet to brytyjskie BBC się włączyło do akcji!
- To mój brat, kretynie. Przytulił mnie, bo byłam wściekła. I nawet nie waż się tego prostować. Dla mediów to tylko zbieżność nazwisk.
- Jesteś tylko rozkapryszoną gwiazdeczką i sama nie wiesz czego chcesz.
- Tak? A kto ci płaci? Rozkapryszona gwiazdeczka?
- Dobra, dobra. Będzie jak chcesz.
- Ależ oczywiście, że tak. A jakoś tak mam kaprys cię zwolnić. Znajdź sobie inną gwiazdeczkę - i się rozłączyła.
Alex się obudził, a pierwszym po co sięgnął, były fajki leżące na etażerce. Widział minę Josie i już wiedział, że stało się coś niedobrego. Wstał, usiadł w swoim ulubionym fotelu i odpalił papierosa starając się, żeby dym nie leciał na jego młodszą siostrę.
- Mogłeś leżeć - usłyszał głos Josephine, która właśnie sięgała do jego paczki.
- Nie wolno ci - zareagował szybko.
- A to niby dlaczego? Jestem już dorosła.
- Dlatego, że jesteś MOJĄ MŁODSZĄ SIOSTRZYCZKĄ, a to są MOJE FAJKI.  
- Nawet mamy coś wspólnego. I ja i paczka jesteśmy twoje. Mogę - posłała mu buziaka.
Dopięła swego i włożyła jednego papierosa w prawy kącik ust, po czym zaczęła przeszukiwać jego szafkę nocną w poszukiwaniu ognia.
- Gdzie masz zapalniczkę?
- Tu. I nie, nie dam ci jej - uśmiechnął się szeroko. - Możesz wypalić ze mną na pół - wyciągnął rękę z odpaloną używką w jej stronę, a ona przyjęła ją z uśmiechem i mocno zaciągnęła się dymem. - Boże, ja cię demoralizuję.
- Bogiem to ja jeszcze nie jestem - zaśmiała się. - Wystarczy Jo, Josie lub ewentualnie Josephine.




Wiem, wiem. Dialogów sporo. 
Może trochę za dużo, ale mnie się rozdział podoba. 
Jest taki, jaki jest. Mam nadzieję, że Wam też się spodoba.
Jeśli tak, nie, lub po prostu tu wpadliście, proszę, zostawcie komentarz.
To jest ogromnie motywujące, nawet, gdy wytykacie błędy. 
W końcu na nich się uczymy, prawda? :)





10 komentarzy:

  1. Lubię Jo, lubię Alexa. Ich relacje są interesujące:) Zaciekawiasz czytelnika, pomalu wprowadzasz akcję :)
    Podoba mi się :)
    Ciekawi mnie jak dalej potoczą się ich losy, co ich spotka, co będzie smucić, co weselić. Twoi bohaterowie nie są sztuczni. Mają swoje dobre i złe strony. :)
    Ogólnie twój styl też jest dobry, opisy są, choć jestem inna i lubię, gdy jest ich wiele:) Wtedy bardziej czuję całe opowiadanie:)
    Podoba mi się i będę tutaj wracać :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martwiłam się, że to właśnie Jo będzie najciężej polubić. Jest specyficzna.
      Ich losy będą dość zakręcone, a co dokładnie to sama zobaczysz.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Jak dla mnie Jo to osoba z krwi i kości. Nie przerysowana, ale autentyczna. Fakt, specyficzna, ale zarazem przez to naprawdę można uwierzyć, że istnieje:)

      GE:)
      Jeśli mogę to zapraszam też do
      mnie nae-bogsu.blogspot.com
      :)

      Usuń
  2. Świetny blog oraz genialna stylistyka dialogów i opisów ^^
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam :*
    silver-rose-of-hope.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, mam nadzieję, że będziesz wpadała częściej. :)

      Usuń
  3. " Twoje oczy nie są puste, są wyblakłe, zmęczone tym życiem. Ale nie są puste. Są pełne nadziei -" Ten tekst jest super *.* Postać Jo bardzo mi się podoba . Rozdział mi się podoba :D Ogólnie to wszystko mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  4. mnie się bardzo podoba ten rozdział ^_^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc zapraszam Cię w najbliższą niedzielę na kolejną porcję dni z życia tej zwariowanej rodzinki i nie tylko. Mam nadzieję, że Cię nie zawiode i moja twórczość dalej będzie Ci się podobaćM :)

      Usuń
  5. Genialnie piszesz, naprawde :) czytanie kolejnych rozdziałów sprawia taką dużą radość! :)

    http://slughorn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Takie słowa są ogromnie motywujące. :)

      Usuń