Czar poznania byłby niewielki, gdyby na drodze do niego nie trzeba było tyle pokonywać wstydu.
~ Fryderyk Nietzsche
~*~
-Ej, ej, ej… - uniósł ręce w geście poddania. Zaśmiałam się mimowolnie i nalałam nam po szklance whisky, częstując się rozpakowaną czekoladą. - Tylko pamiętaj, że jestem prawdziwym facetem, a nie gosposią.
-Chachach… Możesz zostać, masz u mnie ogromnego plusa za czekoladę - przeczesałam włosy palcami.
-Ale nie zeżryj mi wszystkiego - zrobił minę zbitego szczeniaczka. - Ja też chcę jeść.
Zaczął obchodzić mieszkanie, przeglądając, poustawiane pod ścianami, kupki obrazów. Wyciągnął jeden z nich, mój ulubiony. Przedstawiał czyste piękno: niską, rudowłosą dziewczynę o bardzo ostrych rysach twarzy, z wystającymi kośćmi policzkowymi i zapadniętymi policzkami; jej blada cienka skóra opinała się delikatnie na wystających kościach, przepuszczając siateczkę wszystkich żył i naczynek, które oplatały ją niczym sznury. Na jej twarzy wyróżniały się jedynie usta koloru krwi i granatowe oczy.
- Piękna, prawda? - zapytałam.
- Przerażająca. Ona wygląda jak śmierć - skrzywił się.
- A śmierć nie jest piękna?
- A ty nie masz problemów z głową? - opróżnił swoją szklankę jednym haustem. - Dolejesz mi? - wyciągnął ją w moją stronę, a ja wzięłam ją i napełniłam.
- Maya! - wrzasnął.
- Nie krzycz, jesteś tuż za ścianą.
Blondyn wszedł do kuchni z kilkoma innymi obrazami w ręku.
- Dlaczego co najmniej połowa z nich wiąże się ze śmiercią? - zmarszczył brwi, a jego twarz przybrała zamyślony wyraz.
- Bo śmierć jest piękna. Pozostałe obrazy są po prostu przygnębiające, a ostatnio namalowałam coś wesołego, a przynajmniej nie dołującego - uśmiechnęłam się promiennie.
- Ty naprawdę masz problemy z głową - stwierdził.
- Odbieram to jako komplement.
- Whatever - wzruszył ramionami. - A dasz mi coś do jedzenia?
- Nie - nie miałam czym go poczęstować, a on otworzył sobie lodówkę i wyciągnął resztki wczorajszego kurczaka. - Ejj… to miała być moja kolacja.
- Wypadałoby poczęstować gościa.
- Nikt cię nie zapraszał - burknęłam głodna, a z mojego brzucha wydobyły się bulgoczące odgłosy.
- Sam się zaprosiłem - poczochrał moje, i tak splątane, włosy, zasłaniając mi przy tym oczy.
- Irytujesz - stwierdziłam z namysłem. Brakowało mi zawsze kogoś takiego, ale lepiej żeby trzymał się z daleka.
Alex rozwalił się w moim fotelu, wyciągnął papierosa i odpalił go, a ja zabrałam się za sprzątanie, rzucając na niego kolejne ubrania, które zebrałam z podłogi. W końcu musiał się do czegoś przydać.
~*~
Sophia właśnie rozmawiała z mamą o ślubie. Planowali z narzeczonym dość skromne przyjęcie i ślub kościelny z kwartetem smyczkowym i 20 osobowym chórem. Jackson spotykała się z Willem O`Connorem od połowy 3 klasy liceum. William był wymarzonym kandydatem na zięcia Marylin. Mama dziewczyny uwielbiała młodego studenta medycyny.
Dyskutowały teraz o sukni jaką miała włożyć Sophia. Pani Jackson chciała na siłę ubrać córkę w syrenę podkreślającą kształty, a Soph chciała prostą suknię odciętą w talii i lejącą się do samej ziemi.
Do pokoju wszedł William, a kobiety z hukiem zamknęły katalogi. Cmoknął narzeczoną krótko w usta, a przyszłą teściową w policzek.
- Co tam przeglądacie? - uśmiechnął się szczerze i przytulił do pleców Sophii. Mama młodej zaczęła naplatać na palec kosmyk blond włosów córki.
- Idź już i nam nie przeszkadzaj - przyszły pan młody wzruszył ramionami, nie wiele obchodziło go o czym rozmawiają. Lubił tylko denerwować swoją dziewczynę, bo tak pięknie się irytowała. Pożegnał się z kobietami i wyszedł.
O całym wydarzeniu mówiło się w domu od kilku dni. Młoda, jej matka i siostra wariowały na jego punkcie. Jeżeli coś robiły to było to związane ze ślubem: suknie, zaproszenia, fryzury, miejsce ceremonii, miejsce wesela, tort, o który toczyły batalię z O`Connorem. Tort weselny - jedyna rzecz, którą chciał wybrać - jego smak, wygląd i rozmiar.
O całym wydarzeniu mówiło się w domu od kilku dni. Młoda, jej matka i siostra wariowały na jego punkcie. Jeżeli coś robiły to było to związane ze ślubem: suknie, zaproszenia, fryzury, miejsce ceremonii, miejsce wesela, tort, o który toczyły batalię z O`Connorem. Tort weselny - jedyna rzecz, którą chciał wybrać - jego smak, wygląd i rozmiar.
Wróciły do sukni druhen: długie za kostki, na szerokich ramiączkach zakrywających biust, lejące, w kolorze pudrowego różu. Josie nie chciała się zgodzić na ten kolor. Bez efektu próbowała je skłonić do czarnych albo przynajmniej szarych, ale nie różowych. Ten kolor powodował u niej mdłości.
- Masz już wstępną listę gości? - zapytała pani Jackson, nie odrywając wzroku od białej, koronkowej syreny.
- Nie chcę wielkiego wesela, tylko dość skromne przyjęcie - wyciągnęła dwie kartki a4 zadrukowane z obu stron drobnym drukiem.
- Dziecko, tu jest z 90 osób.
- 103 - wyszczerzyła śnieżnobiałe zęby. Marylin tylko westchnęła i wzięła się za przeglądanie zaproszeń. Bo po co wynająć organizatora? Lepiej samemu zorganizować wszystko. Kobiety uparcie dyskutowały przez długi czas, co chwila wybuchając głośnym śmiechem.
~*~
Josie chwilę temu odebrała paczkę ze swoimi tabletkami i zawzięcie studiowała informacje z ulotki. Należało brać 2 pigułki przed każdym posiłkiem i jeść według diety: 3 posiłki dziennie, średnio syte śniadanie, dwudaniowy obiad i lekka sałatka lub owoce czy warzywa na kolację. Zażyła pierwszą dawkę, popiła wodą i postanowiła się trochę pouczyć. Już miała siadać do książek, kiedy zawróciła i skierowała się do swojego ulubionego pomieszczenia. W zabudowanym, ogromnym pokoju z całkiem przeszklonym sufitem był duży basen. Zrzuciła z siebie wszystko, co miała na sobie i włączyła playlistę, a z głośników zamontowanych w wielu miejscach, popłynęła głośna muzyka klasyczna. Jo wskoczyła na głęboką wodę. Starała się nie wynurzać przez jak najdłuższą chwilę, delektując się lekkością i delikatnością opływającej jej cieczy. Wygięła wargi w błogim uśmiechu i wystawiła głowę ponad taflę, odgarniając rude kosmyki z twarzy. Pływała przez całe długości basenu najszybciej jak potrafiła, a wierzcie mi lub nie (chociaż lepiej byłoby uwierzyć, bo to ja ją wymyśliłam i mam rację), pływała na prawdę szybko. Na początku liczyła ile odległości pokonała, ale zgubiła się przy 30-którejś. Oczyściła umysł i rozkoszowała się spokojem w swojej świątyni. Kiedy już zwolniła i zrobiło jej się zimno, wyszła z wody na kamienny murek. Stanęła na marmurowej posadzce, zostawiając mokre ślady.
- Ładne ciało - w drzwiach stał młody mężczyzna z lekkim zarostem i burzą ciemno-brązowych loków. Wyglądał maksymalnie na 30-latka. Niedbale opierał się o futrynę drzwi, które były otwarte na oścież. Prawą dłoń zaciskał na lewym ramieniu, a lewą rękę opuszczał swobodnie wzdłuż ciała. W swojej nonszalancji tak bardzo przypominał jej Alexa, ale jednak bardzo się też od niego różnił. Alexander nigdy nie badał jej wzrokiem. Nigdy nie wlepiał ciekawskiego spojrzenia w jej twarz, oczy.
- Dłu-długo tu jesteś? - wyjąkała zawstydzona i zdenerwowana na siebie i na niego. Na siebie, bo nie powinna się wstydzić po tylu aktach, a na niego, bo jakim prawem obcy facet oglądał ją nago?!
- Wystarczająco, żeby widzieć jak zasuwasz - wyszczerzył zęby. - Zawsze pływasz nago?
- Nie wtedy, kiedy wiem, że jakiś obcy facet będzie miał ochotę akurat pooglądać mój tyłek - po nerwach nie było śladu, a na jej twarzy zagościł uśmiech pełen satysfakcji. Nie mogła jakiemuś dupkowi pokazać jak trzęsie się w środku, jak każda tkanka pali ją ze wstydu, jak płonie jej skóra. Już czuła zapach spalenizny. A może to tylko jej wyobraźnia?
Może to przez to, że nic nie jadła, może to tylko halucynacje po tych nowych tabletkach, może sobie wymyśliła tego chłopaka? Na pewno. Wystarczy ignorować wszystkie wytwory wyobraźni, wytrzeć się spokojnie, ubrać, zachowywać jakby nikogo tam nie było. I tak zrobiła. Zignorowała go, olała, potraktowała jak powietrze. Wdech, wydech, wdech, wydech i tak raz po raz, byle tylko pamiętać, byle zgasić ogień, żeby nie strawił jej resztek we wnętrzu, nie spopielił jej kruchych kości, nie stopił jej skóry, odsłaniając jaka jest delikatna.
Rzuciła ręcznik na bok i weszła pod lodowaty natrysk. Nie zdawała sobie sprawy, że student badał wzrokiem każdy centymetr jej ciała, obserwując uważnie kryształowe krople po nim spływające. Potargał ręką włosy i uśmiechnął się szeroko.
- Skarbie, spójrz na mnie, nie jestem niewidzialny.
- To tylko moja wyobraźnia, to tylko moja wyobraźnia, to tylko moja wyobraźnia - mamrotała pod nosem. - On nie może być prawdziwy.
Zakręciła wodę, wyszła i wytarła posiniałą z zimna skórę. Założyła bieliznę, czarną, koronkową bieliznę. Rozplątała włosy i przeczesała je palcami.
- Aaron! - usłyszała głos Willa. Jaki do cholery Aaron?! Przecież jest tu sama. - Aaron! Gdzie jesteś?
Wybiegł zza rogu i popchnął chłopaka opierającego się o futrynę.
- Tu jesteś kretynie?! Wszędzie cię szukałem! - spojrzał w stronę Jo i się speszył. - O, sorry - mruknął mierzwiąc włosy, po czym zwrócił się do przyjaciela. - Czemu podglądałeś siostrę mojej przyszłej żony?
- No sorry, nie mogłem się powstrzymać - wzruszył ramionami. Na jego słowa Josie oblała się rumieńcem, wciągnęła brakujące ubrania i wyszła szybkim krokiem. Will westchnął przeciągle i zrezygnowany pociągnął Aarona za sobą w stronę korytarza.
- Mamy przymiarkę garniturów.
- Po cholerę, jeszcze się nie zgodziłem na to całe świadkowanie.
- Zgodziłeś się.
- Kiedy?
- Pamiętasz tę ostatnią imprezę?
- Noo.. właściwie to… nie tak do końca - podrapał się po karku.
- I właśnie wtedy ochoczo sam zaproponowałeś mi, że będziesz moim świadkiem. Wspominałeś coś nawet o sypaniu kwiatków i niesieniu welonu ‘tej mojej’ i musiałem ci tłumaczyć, że to dosyć kobiece zajęcie.
No właśnie, Aaron Wittmore, czwartoroczniak znany na całym uniwersytecie Yale. Głównie z imprezowania, swoich podbojów i, co jest dużym zaskoczeniem, ponadprzeciętnej inteligencji. Student medycyny: wysoki, przystojny, charyzmatyczny - dla większości dziewczyn bóg, ideał. Stał obok równie seksownego Will’a, oboje byli w samych bokserkach, a zaróżowiona po cebulki włosów asystentka krawca zdejmowała z nich miary.
- Ejj… - zmarszczył brwi. - A co ja dostanę za tego świadka? - mówiąc, żywo gestykulował tak, że prawie uderzył młodą, jasnowłosą kobietę.
- Człowieku… Po weselach zawsze zostaje tyle alkoholu, że sobie nawet nie wyobrażasz.
- I mam rozumieć, że to wszystko będzie dla mnie - wyszczerzył zęby.
- Pożyjemy - zobaczymy. I tak mi się nie wywiniesz.
- W ogóle, stary, ja cię nie rozumiem. Po jaką cholerę ty się żenisz? Żadnych z tego korzyści, musisz o nią dbać, być wierny, ograniczyć używki i imprezy - wyliczał na palcach przeszkadzając blondynce.
- Bo mi na niej zależy, bo ją kocham. Poza tym nie jestem tobą czy jej bratem, o którym sporo słyszałem, żeby zmieniać laski jak rękawiczki i co noc mieć inną.
Aaron podniósł ręce w geście poddania się.
- Stary, nie bulwersuj się tak, złość piękności szkodzi.
- Zrozumiesz jak się zakochasz, Wittmore.
- Chachacha - roześmiał się szatyn. - Zakochać się! A to dobre! Tyle, że wiesz, stary, to nie moje klimaty.
- Ale ty jesteś głupi - Will wywrócił oczami i odwrócił się do karwca.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Czaarną i Johannę Malfoy, że Wam nie odpowiedziałam dziewczyny, dziękuję bardzo za miłe słowa. A Was wszystkich za to, że rozdział opublikowany dopiero teraz, a nie rano, jak to z reguły jest.
Jak zawsze proszę Was o zostawienie śladu po sobie i szczerą opinię.
Kolejny rozdział 25 października, a w nim będzie się sporo działo, więc czekam ze zniecierpliwieniem. No i powoli będę przymierzała się do miniaturki. Zrobię Wam ankietę i wybierzcie sami o czym chcecie przeczytać. Propozycje mile widziane.
Nic się nie stało ^^
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście idealny, tylko mało momentów z Mayą. Ale za to nadrobiłaś wieścią o ślubie.:) No i jest jeszcze Aaron, trochę tajemniczy i bardzo ciekawy, na dodatek zainteresowany Jo. ;)
Pozdrawiam :*
Mogę Wam zdradzić, że jest nawet bardzo zainteresowany Josie, a przekonacie się o tym za 4 tygodnie. :)
UsuńNie masz za co przepraszać ;) Doskonale rozumiem brak czasu.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jak każdy. Jestem naprawdę ciekawa, jak potoczy się dalsza znajomość Mayi i Alexa, no i co wyjdzie z tego, że Jo zaczęła zażywać tabletki. Cudownie pokazałaś zainteresowanie Mayi śmiercią i słabość do czekolady ich obojga <3
Ciepło pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy
Fanka Ayi (?) Malexa (?) (jestem raczej kiepska w wyjmyślaniu parringów wymyślcie same) następny rozdział Ci się spodoba. Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam. :)
UsuńJa też być ich fanka *-*
UsuńSpam w zakładce SPAM. :)
OdpowiedzUsuńCUDOWNY ROZDZIAŁ! Ubóstwiam twojego bloga! Mam nadzieję że rozdział dodasz dzisiaj jak to zapowiedziałaś;)
OdpowiedzUsuńJeszcze się nie zdarzyło żeby rozdział był opublikowany później. :)
Usuń